Okno wychodzi na ruchliwą ulicę - rano nie da się spać, krzyki przekupek, biegające dzieci, ogólna wrzawa, dziesiatki aut z muzyką ustawiona na full - daje w kość. Zerkam zaspanymi oczami na telefon, dopiero 6:30, czy ja tu przypadkiem nie jestem na wakacjach?!
Patrząc na setki osób spacerujących z pełnymi torbami, zastanawiam się jak to jest, że w takim małym mieście tak dużo ludzi kupuje a tak mało pracuje. Zdaję sobie sprawę z mało ciekawej sytuacji gospodarczej tego kraju, ale jak to możliwe, że ludzie nie pracują a popyt na wszystko wciąż jest tak duży. Jednym z wytłumczeń są środki wysyłane przez emigrantów z Anglii, Grecji, Austrii, Włoch. Obserwując sezonowy nalot zagranicznych aut na Albanię, moje przypuszczenia tylko się potwierdzają.
Nie zmienia to faktu, że nikt tu nie oszczędza, bo i nie ma z czego a jak już ma cokolwiek to zaraz wydaje, koło się więc zamyka.
Albania rządzi się swoimi prawami i na nic zdadzą sie moje analizy, mogę jedynie dzielić się z Wami wrażeniami z wielkiego i z tego zupełnie małego miasteczka.
Centrum Burreli, z Królem Zogu I w roli głównej. Na parkingu zaraz przed 'warzywniakiem' bus pełen arbuzów.
Jeden z najpopularniejszych salonów fryzjerskich w Burreli. Fryzjerka-Jana ma latem około 8 pannien młodych tygodniowo!(każda codziennie z inną fryzurą).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz