sobota, 24 grudnia 2011

Wesołych Świąt Kochani AlbManiacy...

                                                                         
Gezuar Krishtelindiet, te jet vit i mbar ne gjithe familjen tuaj!             Kochani przesyłam Wam życzenia radosnego i szczęśliwego Nowego Roku z marzeniami o które warto walczyć, z radościami którymi warto się dzielić, z przyjaciółmi z którymi warto być i z nadzieją bez której nie da się żyć!


                                                                        matia:)

środa, 21 września 2011

Burreli - miasto na szczycie

Jest takie miasto na północy Albanii, 91km od Tirany, stolica regionu Mat, położone na szczycie góry, otoczone piękną rzeką.
Jadąc z Tirany w stronę Shkoder, zjeżdżamy z SH1, wbijamy się na SH30 a potem na SH6 i niech Was nie zmyli znak informacyjny, że do Burreli mamy 35km, że to stosunkowo szybki do pokonania odcinek. Nic bardziej mylnego. Jedziemy około 1h i 30min, zależy jaką ma się orientację co do miejscowych dróg: a więc gdzie są większe dziury lub zwężenie drogi. Wprawiony kierowca dojedzie w 45min, turysta będzie potrzebował znacznie więcej czasu. Droga jest górzysta, często wąska, wysokie zbocza mogą wywoływać lęk u tych majach problemy z wysokością, po drodze mijamy dwa tunele, które Albańczycy w czasach komunizmu zbudowali własnymi rękami. 
W końcu dojeżdżamy do miasta, które nie wyróżnia się niczym szczególnym od jego bałkańskich odpowiedników, a mimo wszystko ma to coś, może to tzw. "klimat".

środa, 3 sierpnia 2011

Kto rano wstaje...

Okno wychodzi na ruchliwą ulicę - rano nie da się spać, krzyki przekupek, biegające dzieci, ogólna wrzawa, dziesiatki aut z muzyką ustawiona na full - daje w kość. Zerkam zaspanymi oczami na telefon, dopiero 6:30, czy ja tu przypadkiem nie jestem na wakacjach?! 

Patrząc na setki osób spacerujących z pełnymi torbami, zastanawiam się jak to jest, że w takim małym mieście tak dużo ludzi kupuje a tak mało pracuje. Zdaję sobie sprawę z mało ciekawej sytuacji gospodarczej tego kraju, ale jak to możliwe, że ludzie nie pracują a popyt na wszystko wciąż jest tak duży. Jednym z wytłumczeń są środki wysyłane przez emigrantów z Anglii, Grecji, Austrii, Włoch. Obserwując sezonowy nalot zagranicznych aut na Albanię, moje przypuszczenia tylko się potwierdzają.
Nie zmienia to faktu, że nikt tu nie oszczędza, bo i nie ma z czego a jak już ma cokolwiek to zaraz wydaje, koło się więc zamyka.
Albania rządzi się swoimi prawami i na nic zdadzą sie moje analizy, mogę jedynie dzielić się z Wami wrażeniami z wielkiego i z tego zupełnie małego miasteczka.
Pozdrowienia z Burreli...

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Tirana - miasto kontrastów

Witajcie,
Dawno nie pisałam, niestety brak czasu robi swoje...

Tak się składa, że obecnie jestem w Albanii - na północy pada deszcz i momentalnie zrobiło się chłodniej. Wykorzystując aurę sprzyjającą siedzeniu w domu, postanowiłam podzielić się z Wami wrażeniami z wczorajszej (szybkiej bo szybkiej) wycieczce po albańskiej stolicy - europejskiego pędu w niewiadomym kierunku, postkomunistycznego bałaganu, braku ładu i składu - a więc Tiranie. Mieście, charakteryzującym się wielkim planem przebudowy czegoś w nicość.
Czas płynie, zmienia się partia rządząca, nadchodzi kolejna prezydentura a stolica przeżywa jedno załamanie po drugim. Z jednej strony trwający bum budowniczy napawa optymizmem, a z drugiej brak praworządności przeraża.
Trudno o Tiranie mówić wyłącznie źle, bo dla wielu jest ona miejscem spełniania marzeń, realizowania własnych pragnień, życiowych planów. Jak na stolicę przystało są tu najlepsze szkoły i uczelnie, dobre miejsca pracy, których i tak jest niestety za mało w porównaniu do masy wykształconej inteligencji. Miasto, oprócz tętniącego życiem centrum, posiada również swój peryferyjny wymiar, stworzony przez przybyszów ze wszystkich stron Albanii, szczególnie z górskich terenów. Pozostawiają oni swoje życie na wsi i walczą o przetrwanie w wielkiej metropoli.
Tirana to miasto prawdziwych kontrastów:
1. PIĘKNE - bo rozwijające się, proeuropejskie, przyjaźnie nastawione do turytów; BRZYDKIE - bo brudne, nieogranięte, rządzące się niewiadomymi prawami;

czwartek, 7 kwietnia 2011

Albania from the air


Dzikość i chęć uporządkowania wszystkiego w kilka miesięcy (uwaga dotycząca opozycyjnej parti). Piękno a zarazem niezwykła brzydota czychająca w wielkich miastach, na okurzonych ulicach, zasyfionych targowiskach. Albania to kraj niezwykłych kontrastów, gdzie czarne miesza się z białym a woda nie gasi ognia i jeśli ktokolwiek wybiera się do tego cudownego kraju z wydrukowanym planem albo z elegancką walizką to zobaczy jedynie to co chce zobaczyć, a więc Albanię a nie prawdziwą Shqiperię...
Albania to takie magiczne miejsce, które oceniam już z nieco innej perspektywy niż normalny turysta, może i dlatego że nigdy nim nie byłam. Po przekroczeniu granicy grecko-albańskiej, ktoś mógłby stwierdzić że nagle zmieniają się światy, rzeczywistości i o ile jest to prawdziwe, to niestety nijak ma się do twierdzeń zdartej płyty, że w Albanii ktoś kręci korbką a w Grecji działają automatycznie komputery. Przyjmowanie takiego punktu widzenia świadczy wyłącznie o braku wiedzy na temat jednego i drugiego kraju.
Tajemniczość Albanii, czy jak kto woli - swoista dzikość, to element zupełnie obcy wszystkim innym krajom Europy. Kosowo może i ma swoją surowość ale nie ma czym się pochwalić, Czarnogóra zapiera dech w piersiach ale traci już swoją enigmatyczność itd.  Za to Shqiperia na stałe posiada taki magnes, który przyciaga tych, dla których piękno ma zupełnie inny wymiar, bo tu jest niewydeptane, niezasuszone ani niezmanierowane do potęgi antycznego, nietykalnego Akropolu. Albanię można dotknąć, poczuć, smakować i robić to stale bez obawy, że coś się uszkodzi...
Moje odczucia jakie towarzyszą mi podczas każdorazowej wycieczki do tego kraju, związane są z pewną swobodą. Ludzie zaczynają się do siebie uśmiechać, mniejsza ilość zasad powoduje pewien chaos a jednocześnie tworzy tolerancję i zwyczajowość, co o wiele bardziej sprzyja zwariowanym wypadom. Zdaję sobie sprawę z tego, że Albania nie wszystkich zachwyca, że nie każdy się nią zainteresuje, ale wierzę, że wielu zakochało się w niej tak jak ja, często ślepo i wiernie...
Na polskim rynku (kiedyś Wam już o tym wspominałam) wciąż mało jest albumów czy książek, które na tyle zainteresowałyby czytelników, by spakować plecak i spędzić tu wakacje, czas wolny... a szkoda.
Wytrwali radzą sobie jednak świetnie, bo dzięki internetowi możemy najpierw zobaczyć gdzie warto być, by potem się tam osobiście zjawić. Dziś mam dla Was taki mały wycinek pięknej Albanii i to w dodatku z góry. Sama posiadam taki album, kosztował mnie cholerne 40euro, no ale często go oglądam więc warto było:) 
ZAPRASZAM NA  ALBANIA FROM THE AIR 

wtorek, 22 marca 2011

Albańczyk znaczy emigrant

Albańczycy to jeden z najstarszych ludów Europy. Istnieli długo przed powstaniem chociażby kolonii greckiej a idąc dalej tym tropem istnieje wiele ciekawych historyjek, chociażby o istnieniu grecko-albańskigo sporu co do pochodzenia Aleksandra Wielkiego, który trzeba przyznać - nie wgłębiające się w racje stron- posługiwał się językiem illiryjskim a więc dzisiejszym albańskim. Dziś jednak wcale nie o historii, bo to temat dużo obszerniejszy i może pomysł na kolejny post. Tymczasem zajmijmy się współczesnymi Albańczykami, którzy może zamieszkują mały europejski kraj ale to wcale nie oznacza, że wielkość kraju przekłada się na jego wkład do całej struktury Europy. Kiedy solidnie przestudiujemy ruchy migracyjne po 1990roku po samej tylko Europie dojdziemy do wniosku, że nie ma takiego miejsca w Eurolandzie gdzie nie dotarłaby jakaś albańska rodzina:) Szacuje się, że poza granicami Albanii może znajdować się około 10 mln Albańczyków a pamiętajcie, że w samym kraju jest ich tylko nieco ponad 3mln. Trzeba przyznać, że Albania-Shqiperia po wielu latach izolacji systemowej wypracowała sobie pewne wyobrażenie o lepszym świecie tuż zza granicami. Dziś wyraźnie widać, że te poglądy co do nierówności ekonomicznej i społecznej pchnęły tysiące do ucieczki z ojczyzny w poszukiwaniu lepszego życia.
Najbardziej zorganizowane, bo i największe grupy wyemigrowały do Włoch, Grecji, Anglii i po części Niemiec z Austrią. Szczególnie w przypadku słonecznej Italii i Ellady możemy mówić już o zjawisku rodzenia się dzieci poza samą Albanią ale wciąż posiadającymi albańskie paszporty. Jak wgląda życie albańskiego emigranta i czy zawsze było takie same?
Osobiste spostrzeżenia pozwalają mi na sformułowanie stwierdzenia, że im dalej od Albanii tym Albańczycy są lepiej traktowani, ich prawa są częściej respektowane i łatwiej wtapiają się czy asymilują z rodową ludnością. Sytuacja Albańczyków we Włoszech a szczególnie w Grecji znacznie różni się od europejskich standardów, czasami ma się nawet wrażenie, że chociażby Grekom brakuje podstawowego humanitaryzmu. Przez lata wypracowała się tu taka umiejętność rozpoznawania Albańczyka na drodze, w tłumie, w sklepie i nieważne że od dzieciństwa wychowuje się w przykładowych Atenach zawsze pozostanie tylko marnym szczepem iliryjskiego pochodzenia.
Słuchając przyjaciół, którzy zamieszkują Grecję ponad 10 lat można wychwycić czasami mrożące krew w żyłach sytuacje, gdzie np. grecka policja zatrzymywała na drodze miejski autobus, blokowano drzwi i po kolei wyrzucano z autobusu Albańczyków i nie miało znaczenia czy jest to kobieta w ciąży czy matka z dzieckiem-Albańczyk to Albańczyk. Nie trzeba też przywoływać stare historie, wystarczy wybrać się na granicę albańsko-grecką podczas okresu przedświątecznego, kiedy to ludzie wybierają się z odwiedzinami. Na granicach corocznie powstają kilku kilometrowe kolejki. Istnieje nakaz wyjścia wszystkich pasażerów i ustawienia się w kolejce do celnika, siedzącego w okienku. Nie ma przy tym znaczenia czy jest zimno, czy pada deszcz, nawet dzieci grzecznie czekają aż pozwoli im się wrócić do auta. Po takiej osobistej kontroli następuje kolejna rewizja każdego samochodu z osobna. Nie wyobrażacie sobie jakie przykre wrażenie robi widok tysiąca aut na greckich numerach wracających do Grecji, które po części naznaczone są albańską krwią, a więc wymagają swoistej dezynfekcji.




środa, 2 marca 2011

Albania czerwienią płonąca- Me dashuri per Flamurin

Jest coś takiego w Albańczykach jak duma narodowa, przepełniająca całe ich serce a jednocześnie nierażąca swoim zasięgiem wszystkich w pobliżu (jak to jest w przypadku Greków chociażby). To bardzo pozytywna cecha, która nadaje im charakteru i osobiście kojarzy mi się z czerwienią, energią, życiem. Każdy dobry albański dom posiada atrybuty swojego kraju- flagi, szaliki, obrazki, portrety, maty z herbem na ścianach albo tradycyjne kostiumy w szafie. Nietrudno znaleźć masę posągów, monumentów wiele znaczących dla albańskiej historii. Nawet same bunkry, których wciąż jest niemiara a w samych turystach budzą zainteresowanie, mają patriotyczny wymiar, bo są pozostałością 'Albanii kwitnącej' za shoka (przyjaciela) narodu - Envera Hoxhy.
Albańczycy z wielką miłością i czcią traktują swoją flagę, na której znajduje się orzeł z dwoma głowami wychodzącymi z jednego ciała. Jest to symbol zjednoczenia podzielonego kraju przez narodowego bohatera Skanderberga. Postać tego człowieka zasługuje na osobną opowieść, póki co mogę odesłać Was do obejrzenia filmu o tym historycznym, albańskim hero, a my wracamy do czerwieni...
Albańska flaga widnieje na każdym dachu budowanego domu, jest zabierana przez emigrantów do swoich czterech kontów na obczyźnie. Czasem ma się wrażenie, że Albańczycy poważnie traktują czerwień swojej flagi, jako własną krew, gotową w każdej chwili przelać w imię dobra Albanii. Stąd też często wynika ich zapalczywość i takie bezkrytyczne podejście do pewnych narodowych idei. Muszę przyznać, że najbardziej denerwuje mnie to, że nie pozwalają dopuścić do siebie myśli, że historycznie - gdzieś tam mogli nie mieć racji, tak miało być i wara temu kto myśli inaczej. Z drugiej jednak strony taka narodowa nieugiętość to może cecha patriotyzmu.

My Polacy rzadko posługujemy się odniesieniami do własnych zwycięstw, jesteśmy monotematyczni i skrzywdzeni przez całą historię. Powinniśmy uczyć się od Albańskich przyjaciół dumy z kraju jakiego pochodzimy, przeliczania ofiar oddanych za wolność, na współczesną wdzięczność za to co mamy, za t0 że jest dzisiaj tak jak jest, bo ciągłość wydarzeń historycznych miała w tym swój udział.
Jak uczyć się narodowej świadomości  - to tylko od Albańczyków:)

 

wtorek, 1 marca 2011

RAJD DROGOWY...

Dziś trochę o albańskiej infrastrukturze, a bliżej zwyczajnie o drogach, bo przecież tylko tak możemy poznać ten piękny kraj. Muszę przyznać, że Polacy nie mają dużej siły głosu w komentowaniu albańskich asfaltów lub ich braku, bo sami niestety nie mamy czym się chwalić, a to co u nas nowe oznacza że jednocześnie płatne. Założyłam jednak ten blog po to by pokazać Wam prawdziwą Albanię, zarówno kulejącą gospodarczo jak i budzącą podziw.
Pamiętam swoją pierwszą wizytę w Albanii, ponad 7 lat temu...

ALBANIAN WINTER


Ochłonęliśmy po ostatnich wydarzeniach w Tiranie, cała sytuacja wydaje się już opanowana. Oczywiście poglądy ludzi i żądania przedwczesnych wyborów wciąż są aktualne, ale na szczęście postulaty są formułowane merytorycznie i miejmy nadzieję, że nie dojdzie do powtórki z dramatycznych wydarzeń.
Opozycja, a na jej czele Edi Rama nie poddaje się w

wesele z 1938 roku

Ostatnio opowiadałam Wam troche o albańskim ślubie, a raczej weselu. Dziś trafiłam na unikatowy film z 1938 roku ze ślubu króla Albanii Ahmeta Zogu z Geraldine Apponyi. To było wielkie polityczne wydarzenie. Ślub był muzułmańsko-katolicki, w jednej i drugiej postaci. Zainteresował mnie ze względu na jego ogólnonarodowy wymiar, pokazy folklorystyczne i patriotyczny chrakter. Tak patrzę na ten filmik i zastanawiam się co z tego przepychu się ostało?;)

niedziela, 27 lutego 2011

stereotypowo

Tak to już jest, że jak coś się nie zna, albo sprowadza do jednego mianownika uogólniając, doprowadza sie to do sytuacji, kiedy powstają nieprawdziwe osądy albo powtarza się teorie na zasadzie 'gdzieś słyszałem', 'ktoś mówił', 'gdzieś czytałem'. Pamiętam jedno z przykazań mojej najlepszej bo skutecznej (skoro zostało mi to w głowie) polonistki z liceum, która powtarzała, że lepiej nic nie mówić jeśli mamy stosować słowa: gdzieś, coś, ktoś, kiedyś...i chyba coś jest na rzeczy, bo zabawa w taki głuchy telefon, często rodzi stereotypy a od nich niedaleko do dyskryminacji... To tyle teorii, chciałam Wam tylko pokazać, że to iż wie się niewiele wcale nie upoważnia nas do tego by uważać to za świętą prawdę.
Skąd taki tytuł wpisu?
-po to by udowodnić Wam, że stereotypowo znaczy często nieprawdziwie, a rzadziej  prawdziwie;
-po to by namówić Was do tego, żeby na Albanię spojrzeć na nowo, zapominając o tym wszystkim co się już wie;

Wielkie albańskie wesele

Mam dziś dla Was coś, co nieodłącznie kojarzy mi się z albańskim latem - wesele:)
Albańska tradycja weselna to coś o czym nie da się nie pamiętać, jeśli się je przeżyło... Mówi się o wielkich greckich weselach, ale to nic przy albańskiej organizacji tego święta. Nie chcę za bardzo wnikać w relacje między państwem młodym, bo to wciąż wyłamuje się z kanonu nowoczesności- kiedy dwoje ludzi bierze ślub "bo tak trzeba", "bo już czas". Muszę jednak przyznać, że to nie rzadkość i często bywa tak, że w całym procesie wzajemnego poznawania się przyszłych narzeczonych bierze udział wielu swatów, którzy organizują spotkanie obu rodzin, towarzyszą w zapoznaniu i na końcu idą prosić o rękę do rodziny dziewczyny. Oczywiście, dziś już wielu młodych nie korzysta z takiej pomocy i sami się zakochują, odkochują i proszą o rękę, ale co nieco zostało ze starej tradycji.
Zacznijmy więc od zaręczyn : no więc zakochana dziewczyna i chłopak opowiadają w swoich domach o wybranku, po czym najważniejszy w rodzinie, najczęściej ojciec, bada pochodzenie nazwiska i opinię danej rodziny.

co wiemy?


Co Polacy wiedzą o Albanii? Niewiele...
Pamiętam, kiedyś próbowałam na poczcie we Wrocławiu wysłać kartkę świąteczną do znajomych z Tirany. Pani przy okienku biorąc kopertę zapytała się: "Albania jest w Azji czy w Ameryce"? Co do Ameryki, powiedzmy jeszcze, że mogłaby mieć na myśli Albany City ale skąd wzięła Azję nie potrafię wyjaśnić.
Przyznaję, że w Polsce nie mamy dużego wyboru wśród przewodników dotyczących Albanii. Samej dotąd udało mi się zdobyć tylko dwa, jeden pochodzi z wydawnictwa National Geographic a autorem drugiego jest Tibor Dienes. Mimo wszystko mało nie znaczy niewystarczająco, a jak się chce to można doszukać się w internecie wielu informacji w języku angielskim. Przestrzegam jednak przed ślepym zaufaniem do wszelkich opinii, do wielu należy stosować zasadę: "nie uwierzę jeśli nie zobaczę"...
Zacznijmy więc od podstawowych informacji:

Dlaczego Albania?

Bo to jeden z ostatnich krajów Europy, który corocznie nie jest nawiedzany przez miliony turystów. Ciągle czuć w nim świeżość, a będąc w wielu miejscach ma się świadomość, że to nie to samo co kamienie Akropolu wydeptywane przez zwiedzających, czy Wieża Eiffla, na którą tysiące patrzyło z dołu. Trudno jest też powiedzieć, że Albania ma tzw. "wzięcie" w biurach podróży -  i nie zdarzyło mi się w Polsce zobaczyć na witrynie jednego z nich, propozycję zorganizowania takiej wycieczki.
A szkoda... bo ten kraj, to jeden z niewielu na Starym Kontynencie, który wciąż pachnie pięknem nienaruszalności i kryje w sobie tajemnicę, którą nawet trudno nazwać.
Jestem mocno związana z tym fragmentem Europy i bardzo dobrze się w nim czuję. Wiele już zobaczyłam, dużo mogę o nim powiedzieć i mimo, że to taki mały świat, to wciąż czuję, że mnóstw do odkrycia przede mną.
Może ktoś szuka miejsca, które go zauroczy, może ma dość zaludnionych plaż riwiery olimpijskiej lub francuskiej, albo chodzenia po wytyczonych szlakach. Może uwielbia dzikie przygody, kontakt z tubylcami i poczucie, że daleko jest od domu... Albania to nie idealny cel turysty - urlopowicza (choć w tym kierunku poczyniono już wielkie postępy), ciągle małymi krokami goni Europę, ale jeśli fascynować ma to co świeże, nieznane, zmuszające do myślenia to zapraszam... poznasz Albanię moimi oczami, czasami patrzącymi z uwielbieniem a innym razem z nadzieją, że zmiany nadejdą szybciej niż pesymiści wróżą...